poniedziałek, 31 lipca 2017

Wynurzenia serialowe: „Legion”, „Trzynaście powodów”, „Wielkie kłamstewka”


„Legion” (2017 - ), sezon I 


Jeden z najgłośniejszych seriali tego roku spełnił tylko część moich oczekiwań. Mimo akcji zawężonej do ośmiu odcinków „Legion” serwuje pomysły genialne i zupełnie nietrafione. W dodatku cierpi na dziwną przypadłość – zamiast nabierać impetu, w ostatnich dwóch epizodach całkiem go wytraca. Pojawia się wtedy cała masa głupot, które tę nowatorską opowieść o mutantach sprowadzają do poziomu naiwnego akcyjniaka (skonstruowana naprędce maszyna do „wysysania” pasożytów czy agent Dywizji 3, który w mgnieniu oka z zaciekłego wroga przeradza się w sojusznika). Przeszkadzała mi również narastająca teatralność serialu. Rozumiem, skąd się wzięła – to kolejny element gry z widzem – lecz teatralność oznacza umowność, a ta nie pomaga w budowaniu napięcia ani więzi z bohaterami. Zamierzałam jeszcze wspomnieć, że sceny walk wyglądają w „Legionie” badziewnie, ale ciiii, dla odmiany skupię się na pozytywach. Te odcinki, które poświęcone są wycieczce po umyśle Hallera, to efektowny wizualnie, surrealistyczny odlot. Stacja FOX udowodniła, że David Lynch nie gryzie się nawet z tzw. kinem lateksowym. I choć za tę odwagę należą się jej owacje na stojąco, to pochwalić należy przede wszystkim gotową na ten nietypowy miks publikę. Sukces „Legionu” wskazuje na to, że widzowie są otwarci na eksperyment i przyswoją znacznie więcej, niż mogło się wydawać producentom telewizyjnym.

Ocena: 6/10


„Trzynaście powodów” (2017 - ), sezon I


Po „Trzynaście powodów” sięgnęłam z obawą, że czeka mnie nieco poważniejsza wersja „Plotkary”. Część moich przypuszczeń się sprawdziła. Denne dialogi potrafią osłabić, podobnie jak niektórzy bohaterowie, zwłaszcza ci dorośli. Naiwni do granic absurdu rodzice traktują licealistów jak 12-latków, a krótkowzroczni nauczyciele ignorują wołanie o pomoc nawet wtedy, gdy uczeń krzyczy im do ucha. Rozbrajał mnie również „opiekun” kaset Tony, który pojawiał się znikąd, by zaprowadzić porządek (nazywaliśmy go z narzeczonym Despacito, bo wyskakiwał z lodówki niczym wakacyjny przebój). Mimo wszystko serial Netflixa oglądałam z niekłamaną przyjemnością. Po pierwsze, formuła „jeden odcinek = jedno nagranie = jeden powód samobójstwa Hanny” to strzał w dziesiątkę, dzięki niej historia wciąga jak diabli (nie od samego początku, ale drugą połowę serii połknęłam na raz). Po drugie, scenarzyści zawarli w serialu spory ładunek feministyczny. W finałowym epizodzie Jessica tłumaczy, dlaczego bała się, że Hannah odbije jej chłopaka: „W szkole krążyły plotki, a faceci robią dziewczynom rzeczy, o których się nie mówi i nikt nie reaguje”. Jakie rzeczy ma na myśli? Takie, z którymi spotykamy się na co dzień, skryte pod płaszczykiem żartu, zrzucone na karb burzy hormonów. Pozornie niewinny ranking na najlepsze pośladki w szkole to po prostu kolejna odmiana seksizmu, uprzedmiotowienia kobiety, a stąd – jak sugerują autorzy opowieści – już prosta droga do przestępstw na tle seksualnym. I tak głupawy amerykański serial o głupawych amerykańskich nastolatkach okazał się daleki od banału.   

Ocena: 6+/10

„Wielkie kłamstewka” (2017 - ), sezon I


Ekranizacja powieści Liane Moriarty może uchodzić za „dorosłą” wersję „Trzynastu powodów”. Obie historie odwracają chronologię: zaczynają się od trupa, by później, odcinek pod odcinku, odkrywać przed widzem przyczyny zbrodni/samobójstwa. „Wielkie kłamstewka” idą o krok dalej – tożsamość denata pozostaje tajemnicą aż do finału – dzięki czemu opowieść o kurach domowych nabiera rumieńców i wciąga niczym najlepszy kryminał. Produkcje Netflixa i HBO wykazują pewne podobieństwo nie tylko pod względem formalnym, ale także treściowym. Skupione na przemocy wobec kobiet, analizują różne jej przejawy, kreślą sylwetki prześladowców. Można jednak mniemać, że w przeciwieństwie do Hanny i Jessici bohaterki „Wielkich kłamstewek” przerobiły swoją traumę. Zerwały kurtynę złudzeń, zburzyły swoje wizerunki idealnych pań domu, spojrzały w oczy prawdzie i co najważniejsze – pogodziły się z nią. Wewnętrzna przemiana, którą przechodzą Celeste, Jane i Madeline, zyskała doskonałą oprawę audio-wizualną. Eleganckie, przestrzenne zdjęcia oraz słoneczna ścieżka dźwiękowa przenoszą nas na kalifornijskie wybrzeże, którego uroda jest jeszcze jednym elementem iluzji, marzenia o doskonałym życiu. W teorii „Wielkie kłamstewka” nie proponują niczego nowego, lecz bezbłędna realizacja serialu (przyjemność daje samo patrzenie na Nicole Kidman i Reese Witherspoon w świetnej formie) stawia go w czołówce najlepszych produkcji tego roku.  

Ocena: 8/10

1 komentarz :

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...