środa, 26 września 2012

Czy Robsten jest tak zły, jak go malują? (Recenzja Królewny Śnieżki i Łowcy oraz Uwodziciela, cz. 1)


Kto oglądał dokument o Grażynie Żarko ten wie, ile w Internecie jest bezmyślnej nienawiści. Z podobną nagonką, tyle że na skalę światową, zmagają się „ulubieńcy” hejterów, czyli Kristen Stewart i Robert Pattinson. Nie zamierzam ich bronić, nie przeczytacie też tu nic o sadze Zmierzch, bo temat ten mnie zupełnie nie interesuje. Fakt to fakt: mało któremu aktorowi udało się wypuścić w jednym roku trzy filmy ze swoim udziałem, a Stewart i Pattinson praktycznie nie znikają z kinowych ekranów. Co więcej, nie współpracują z byle kim! 



Pomijając drugą część Przed Świtem (premiera w listopadzie), Stewart pojawiła się boku Charlize Theron i Chrisa Hemswortha w Królewnie Śnieżce i Łowcy oraz w nominowanym do Złotej Palmy W drodze Waltera Sallesa;  natomiast jej chłopak partnerował Umie Thurman w Uwodzicielu i zagrał główną rolę w Cosmopolis samego Cronenberga. Ci młodzi ludzie stali się aktorami, których coraz trudniej jest zignorować, dlatego pora odłożyć na bok sympatie/antypatie i obiektywnie przyjrzeć się ich pracy. 

(Pierwotnie notka miała zawierać krótkie recenzje wszystkich czterech filmów, jednak ze względu na jej horrendalną długość rozbijam ją na dwie części.)
  

Śnieżka waleczna – recenzja Królewny Śnieżki i Łowcy




Królewnę Śnieżkę i Łowcę reklamowano jako ponurą baśń dla dorosłych i tak jest, ale tylko częściowo. Mrok widać przede wszystkim w warstwie wizualnej, gdyż w filmie dominują chłodne kolory, co jakiś czas łamane ostrą czerwienią. Sekwencje w Czarnym Lesie należą do tych najmocniejszych i przyznam, że kolorowe motylki jedzące padlinę były całkiem „creepy”. Budzić strach miała też królowa Ravenna, jednak odniosłam wrażenie, że Charlize Theron chciała być tak złowroga, że aż przedobrzyła i jej modulowany głos wypada raczej groteskowo. A przede wszystkim ponura jest twarz Kristen Stewart i chociaż zdaje się, że jest to naturalny wyraz twarzy aktorki, to tutaj działa to na korzyść, a przynajmniej dobrze się komponuje z całą estetyką filmu. To jednak tyle, jeśli chodzi o grozę w Śnieżce. Tytułowa bohaterka zamieniła romans z księciem na romans z mieczem, jednak w żadnej z licznych scen walki nie zobaczymy krwi. Ludzie giną dość licznie, ale trochę tak na niby. 


Nie jestem pewna, czy uczynienie ze Śnieżki wojowniczki zrobiło dobrze tej baśni, wolałam wersję tradycyjną, tym bardziej, że chemia między czarnowłosą a Łowcą to chyba najciekawszy wątek w filmie, niestety nierozegrany do końca. Z wersji batalistycznej ze Śnieżką zagrzewającą lud do walki nieco wieje nudą. Tak, Śnieżka ma ogromny hart ducha, tak, towarzysze Śnieżki będą walczyć za nią do ostatniej kropli krwi, tak, wszystko skończy się dobrze. Żaden to spoiler, bo praktycznie od pierwszych minut wiadomo, z jakim typem filmu ma się do czynienia: z takim, który niczym nas nie zaskoczy. A rozwinięcie wątku z Łowcą mogło dodać pikanterii, ponieważ to chyba najciekawsza postać w całej opowieści. 

Dla jasności, w filmie całkowicie zrezygnowano z księcia na rzecz dwóch innych adoratorów: Williama, czyli przyjaciela Śnieżki z dzieciństwa, oraz Łowcy, w rolę którego wciela się Chris Hemsworth. Dużo macha toporem, a jak wiadomo z Avengers, w machaniu jest dobry. Tym razem poza mięśniami wprowadza do filmu także odrobinę zadziorności i humoru, którego w innej formie w Śnieżce nie znajdziemy. Btw, pamiętacie, że w oryginale Grimmów to nie pocałunek uzdrowił królewnę, lecz dopiero poruszenie trumną sprawiło, że wypadł jej z buzi kawałek zatrutego jabłka? Ach ten Disney, zawsze melodramatyzuje. 


To, co najbardziej mnie w tej produkcji raziło, to infantylność, której twórcom nie udało się pozbyć. Królewna ma czułe serduszko, zachwyca się przyrodą, leśne elfiki uśmiechają się do niej, jelonek składa pokłon, a trawka pod jej stópką rośnie jakby szybciej. Takich bajek to ja nie kupuję. Tak jak zaznaczyłam wcześniej, przekoloryzowano też wątek królowej-feministki, która aby móc się mścić na mężczyznach robi sobie regularnie lifting z dusz młodych kobiet. 

Mimo wszystkich wad, Królewna Śnieżka i Łowca to całkiem zjadliwy chleb razowy. Niektóre lokacje i pomysły scenarzystów mogą zrobić wrażenie, poza tym akcja trzyma tempo i nie pozwala odejść widzowi do ekranu. A że nie widzę powodu, dla którego kręcić takie filmy (poza kasą oczywiście), to już inna sprawa…

Aa! Uznanie Kristen Stewart za najpiękniejszą kobietę na świecie, a przynajmniej piękniejszą od Charlize Theron, wydaje mi się pewnym nadużyciem ;)       

Królewna Śnieżka i Łowca: fantasy, przygodowy, USA 2012. Reżyseria: Rupert Sanders. Scenariusz: Evan Daugherty, Hossein Amini, John Lee Hancock. Zdjęcia: Greig Fraser. Muzyka: James Newton Howard. Obsada: Kristen Stewart, Chris Hemsworth, Charlize Theron. Czas: 2 godz. 7 min.

Moja ocena: 5/10


Don Juan bez czaru – recenzja Uwodziciela




Dramaty kostiumowe potrafią hipnotyzować i szokować niesamowitymi intrygami, o czym świadczą choćby Niebezpieczne związki. Niestety, Uwodziciela z filmem Stephena Frearsa łączy tylko Uma Thurman. Główną bolączką filmu jest to, że nie mamy w nim do czynienia z Casanovą, lecz z nudziarzem bez polotu. Strzegę się bezmyślnego hejtu, ale mimo że znawcą aktorstwa nie jestem, to płaskość roli Pattinsona rzuca się w oczy. Z drugiej strony, zbudowanie dobrej kreacji na podstawie tak miałkiego scenariusza brzmi jak mission immposible. 

Tytułowy bohater, Georges Duroy, to syn chłopa i weteran wojenny, który po powrocie do Paryża przypadkowo wpada na starego znajomego z wojska, redaktora ważnego pisma politycznego. Mężczyzna proponuje młodzieńcowi, aby spisał swoje wspomnienia z frontu, w czym ma mu pomagać jego żona, Madeleine Forestier (Thurman). Dzięki wizytom w coraz to nowych kobiecych majtkach Georges toruje sobie drogę do kariery, stanowiąc przykład kolejnej historii „od zera do milionera”. Chciałabym napisać, że w międzyczasie wikła się w sieć intryg, ale nie mogę, ponieważ rozterki bohatera rażą nudą i banałem. W dodatku jego przemiana z miłego chłopca do ogarniętego rządzą władzy bogacza została pokazana w sposób całkowicie niewiarygodny, ograniczony do kilku scen, w czasie których Pattinsonowi śnią się koszmary lub stroi smutne miny. Także inne wątki wydały mi się naciągane, bo niby skąd w 1890 roku chłop, który nie widział nic więcej poza wioską, okopami i brudnymi spelunami wie, jak się zachowywać na salonach? Nawet jeśli początkowo gubi się w towarzyskich konwenansach, to i tak bez problemu zaskarbia sobie sympatię wszystkich wysoko urodzonych panien – do tego stopnia, że każda chętnie stanęłaby z nim przed ołtarzem. 

Popularność Georgesa byłaby zrozumiała, gdyby nadrabiał braki w inteligencji i wychowaniu urokiem osobistym. Postać uwodziciela wyobrażam sobie jako kogoś, kto jednym, powłóczystym spojrzeniem sprawi, że nawet konserwatywna kobieta ochoczo stanie przed nim w negliżu. Teoretycznie takie jest właśnie działanie Georgesa, jednak twarz Pattinsona w ogóle tego nie wyraża. Przeczytałam gdzieś, że kobiety zdecydowanie bardziej pociągają mężczyźni, którzy uśmiechają się stosunkowo mało, ponieważ powaga ich mimiki ma przekładać się na podejście do ewentualnego związku. Szkoda, ze Pattinsonowi nikt tego nie powiedział, bo biedny szczerzy się jak głupi do sera. Zamiast budować wokół siebie aurę tajemniczości, przez większość filmu bezmyślnie się uśmiecha. Zupełnie tak, jakby postanowił sobie, że póki jego postać jest niewinna, będzie grał śmieszka, natomiast po przemianie dobrze sprawdzi się mina, która absolutnie nic nie wyraża. Pokerface do setnej potęgi. Nie sprawdziło się.


Tak jak się można spodziewać, spory akcent w Uwodzicielu położony został na sceny łóżkowe. Liczyłam, że może chociaż to zaskoczy mnie finezją, bo przecież seks w filmie bywa piękny. Operatorzy nie wykorzystali jednak okazji i wyszło nijako. W dodatku w pierwszych minutach filmu Georges korzysta z usług najbrzydszej prostytutki świata. Zapomnijcie o miłych wrażeniach estetycznych. A skoro jestem przy widokach, to uroda Roberta Pattinsona długo mnie zastanawiała – ładny on jest, czy nie? O ile pod wpływem zdjęć w "Cosmopolitan" byłam skłonna zgodzić się z miłośniczkami jego wdzięków, to w Uwodzicielu wygląda jak zakapior, który mocno przyćpał. I jak ktoś taki uwiódł Umę Thurman, Christinę Ricci i Kristin Scott Thomas?     

Uwodziciel: dramat, Francja, Wielka Brytania, Włochy 2012. Reżyseria: Declan Donnellan, Nick Ormerod. Scenariusz: Rachel Bennette. Zdjęcia: Stefano Falivene. Muzyka: Lakshman Joseph De Saram , Rachel Portman. Obsada: Robert Pattinson, Uma Thurman, Kristin Scott Thomas, Christina Ricci. Czas: 1 godz. 42 min. 

Moja ocena: 2/10

And the winner is…



W rundzie pierwszej zdecydowanie wygrywa Kristen Stewart. Nie to, że jako Śnieżka podbiła moje serce. Jej rola zdaje mi się być poprawna, bez fajerwerków, ale też bez większych wpadek. Warzywo dyniowate nie postawiło poprzeczki wysoko, grając słabo w słabym filmie. Zobaczymy, co ta popularna para zgotowała nam w Cosmopolis i W drodze – szykuję się do seansów. 

2 komentarze :

  1. "Chris Hemsworth. Dużo macha toporem, a jak wiadomo z Avengers, w machaniu jest dobry." rozwaliło mnie to zdanie :D...a jeśli chodzi o sam film, to mogę ci napisać, że ja chodzę z głową w chmurach i mi takie bajkowe klimaty odpowiadają (kocham świat Burtona, więc i lokacje z tego filmu przypadły mi di gustu :)), podzielam opinię, co do urody Steward i Theron- ale nazwała bym to dużym nadużyciem ;)...Jak patrzę na wiecznie otwarte usta Kristen Steward, to zawsze tylko czekam,aż jej mucha wleci ;) XD. "Uwodziciela" jeszcze nie oglądałam, więc się nie wypowiadam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio rozmawiałam na temat Stewart i Pattinsona z koleżanką, która oglądała dużo więcej filmów z nimi niż ja. Upierała się, że Pattinson jako Salvador Dali w "Popiołkach" jest niesamowity i że gra o niebo lepiej, niż jego dziewczyna. Muszę to sprawdzić, chociaż po "Uwodzicielu" nigdy bym tego nie powiedziała... Póki co to z tego, co widzę, to wszyscy wolą Roberta niż Kristen!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...