sobota, 22 marca 2014

Samobójca afirmuje – recenzja "Nauki spadania"



Nauka spadania (2014)


Gatunek: komediodramat
Produkcja: Niemcy, Wielka Brytania
Reżyseria: Pascal Chaumeil
Występują: Pierce Brosnan, Imogen Poots, Aaron Paul, Toni Collette
Czas trwania: 1 godz. 36 min.

Pozycja w fotelu: proponuję rozsiąść się wygodnie, z kubkiem aromatycznej herbaty w ręku, a na kolanach położyć sobie kota – zestaw antystresowy gotowy. (Ocena alternatywna: 6/10.)



Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, czemu w ogóle oglądamy filmy? Powodów jest mnóstwo i sama mogłabym podać kilka, które mną kierują. Gdybym jednak grała w Familiadzie i miała postawić na jeden, najczęściej wybierany przez grupę przypadkowych respondentów, wymieniłabym pokrzepiającą funkcję kina. Albo szerzej – zdolność do poprawienia humoru. Oczywiście zdarzają się filmy, po których człowiek ma ochotę sięgnąć po żyletkę, jednak większość pociesza choćby dlatego, że pozwala na te dwie godziny odciąć się od problemów dnia codziennego. W dodatku istnieje cała grupa produkcji powstałych po to, by bawić, zapełniona przede wszystkim przez komedie. Ale i tu filmowcy mają dla nas coś specjalnego: obrazy z misją afirmacji życia. Człowieku, nie łam się! Przeżywamy wzloty i upadki, ale koniec końców wszystko się ułoży! Dobrzy zostaną nagrodzeni, złym skopiemy tyłki, sieroty znajdą rodziców, a potwora swojego amatora. Wiecie, do czego dążę? Tak, dokładnie tak – Nauka spadania to właśnie taki film.


Bardziej wyczuleni czytelnicy być może zauważyli w moich słowach nutkę kpiny. Słusznie, bo te produkcje ku pokrzepieniu serc nie umieją poradzić sobie z jedną, ale kluczową trudnością – są naiwne. Inna sprawa, że jest to naiwność pożądana przez widzów, bo w końcu gdyby chcieli popsuć sobie humor, to włączyliby Panoramę, co nie? Sięgając po takie Kocha, lubi, szanuje, Dziennik Bridget Jones czy niedawne Masz talent nie oczekujemy prawdy, tylko wprost błagamy o garść słodkich kłamstw. Nie twierdzę, że to źle. Każdy miewa dni, kiedy chandra zmusza go do zjedzenia słoiczka Nutelli albo do gorzkich żali nad litrowym pudełkiem lodów (ci, którzy nie lubią słodyczy, mają wiele zamienników). Załóżmy jednak, że nie mam takiego dnia i wręcz tryskam humorem. Czy uproszczenia w Nauce spadania psują cały seans?

Co to, to nie. Nie cały. Owszem, zostajemy poczęstowani (mało prawdopodobnym) banałem. W filmie Pascala Chaumeilego przyjaźń nie tylko potrafi rozwiązać wszystkie problemy, ale też wyleczyć człowieka z chronicznej depresji. Całe studium kliniczne choroby – wszak bohaterami jest czwórka niedoszłych samobójców – nie ma wiarygodnego podłoża, zostało potraktowane po macoszemu. Czy to „zasługa” scenarzystów, czy też samego Nicka Hornby’ego, autora Długiej drogi w dół, tego nie wiem, nie mam za sobą lektury pierwowzoru. Jednak to pewnie dzięki niemu film może poszczycić się swoimi dwiema mocnymi stronami, jakimi są urocze postaci i brytyjski, trochę wisielczy humor. Sama opowieść ma też bardzo oryginalny, ciekawy punkt wyjściowy (w sylwestrową noc na dachu wieżowca spotyka się czterech ludzi, którzy trafili tam z zamiarem skoczenia, po czym zawierają pakt, że z ewentualną powtórką poczekają do Walentynek). Im bliżej końca, tym gorzej, ale tak jak już wspomniałam, nie każdy i nie zawsze ma ochotę na dogłębną wiwisekcję demonów zamieszkujących ludzką psychikę.


Mimo że w Nauce spadania mamy czterech bohaterów, wszystkich słodkich i do pokochania, to show należy do Pierce’a Brosnana i Imogen Poots. Nie, wcale nie do Aarona Paula, dla którego wielu po ten film sięgnie – Jesse Pinkman tym razem trochę się snuje. Toni Collette nie schodzi poniżej wysokiego poziomu, do którego nas przyzwyczaiła, ale jej postać wydaje się słabo napisana. Ot, jej Maureen to zatroskana, zahukana mamuśka, która poczuła, że czegoś jej brakuje. Eks-Bond gra natomiast narcystycznego prezentera telewizyjnego, który po pewnej seksaferze musi zmagać się z powszechnym linczem. I właśnie dla niego – wpatrzonego w siebie, ale też niepozbawionego uroku – warto zainteresować się Nauką spadania. Dobrym powodem jest także wschodząca gwiazda, Imogen Poots, której nazwisko radzę zapamiętać. Po kilku latach grania mało znaczących rólek Brytyjka wypływa na szerokie wody i to kwestia czasu, aż zobaczymy ją w czymś naprawdę dużym. Z taką energią, charyzmą i urodą wróżę jej świetlaną przyszłość. 

Do tego w gratisie dostajemy kilka trafnych uwag na temat wścibskości mediów i żerujących na tragediach dziennikarzach. Ten zestaw: uwagi, urocze postaci, brytyjski humor i banały okazuje się całkiem zjadliwy. Pod warunkiem, że nie oczekujecie, że dowiecie się z Nauki spadania czegoś o samobójcach czy depresji. W końcu istnieje spore prawdopodobieństwo, że film traktujący depresję poważnie sam mógłby się stać depresyjny. A co byśmy wtedy oglądali w momencie, gdy skończy się nam czekolada?


Ps – w scenie na parkingu kadry łudząco przypominają zdjęcia Jerzego Wójcika z Nikt nie woła. Czy to możliwe, aby operator Ben Davis inspirował się naszym filmem z 1960 roku? Wątpię, ale spójrzcie: to samo skontrastowanie młodości i urody z szarością świata zewnętrznego.




Ps2 – za udostępnienie filmu dziękuję dystrybutorowi Best Film.  

4 komentarze :

  1. Heh i po takiej recenzji dodaję ten film na listę do obejrzenia, ale nie koniecznie jak najszybciej. Może kiedyś. Brosnan ostatnio nie gra w głośnych hitach, wciąż mam z nim do nadrobienia "Wesele w Sorento". Film chyba na leniwy wieczór gdy potrzeba, jak piszesz odrobiny pocieszenia ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dokładnie tak, to idealna pozycja na leniwy wieczór. :)

      Usuń
  2. Czekam na ten film z jednego powodu, a na imię mu Aaron Paul :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, właśnie tak myślałam, że Jesse Pinkman ma teraz większe branie niż sam eks-Bond. :D Potwierdziłaś moje przewidywania. Choć jednak Pierce wypada tu lepiej niż Aaron. Ale fankom to pewnie zupełnie nie przeszkadza. :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...