Gatunek:
komedia obyczajowa
Produkcja:
USA, Hiszpania
Reżyseria: Woody Allen
Występują: Scarlett Johansson,
Penélope Cruz, Rebecca Hall, Javier Bardem
Czas trwania:
1 godz. 36 min.
Moja ocena:
7/10.
Kobiety nie wiedzą,
czego pragną. Dziękuję za uwagę.
Powyższy morał,
który płynie z filmu Woody’ego Allena „Vicky Cristina Barcelona”, mógłby
posłużyć za całą recenzję. Nie po to jednak bloguję, aby odsłaniać przez Wami
tajemnice płci, dlatego pozwólcie mi na kilka akapitów więcej.
Nie wypada zacząć
tekstu o nowych dokonaniach słynnego neurotyka bez: a) użycia słowa „neurotyk”;
b) ponarzekania, że „to już nie to samo, Allen stracił jaja”. Co prawda, to
prawda; od kilku lat reżyserowi „wychodzi w kratkę” i co drugi z jego filmów
zwyczajnie mógłby nie powstać. „Vicky Cristinę Barcelonę” zaliczam do strzałów
celnych.
Za najcenniejszą
wartość filmu uważam jego zawoalowany cynizm. Nie jeden widz (a nawet recenzent)
nabrał się na troskliwy komentarz z offu, w którym dosłuchać się można aprobaty
dla wszelkich działań zagubionych bohaterek. Bycie zagubionym to w końcu
przywilej młodości, prawda? Stosunek Allena do Vicky i Cristiny jest jednak
zbyt pieszczotliwy, by nie wydawał się podejrzany. Gdy słowa narratora weźmiemy
w cudzysłów, wyjdzie na jaw, że obie pannice to paskudne pozerki.
Cristina kreuje się
na niespokojną duszę, wyzwoloną kochankę, muzę, artystkę i eksperymentatorkę,
której otwarty umysł pozwala na wyjście poza ramy społecznych konwenansów. Poniekąd
rzeczywiście potrafi się odnaleźć w narzuconej sobie roli, lecz coś, co dla
Juana Antonia i Marii Eleny jest codziennością, dla niej pozostaje tylko
przygodą. Gdy burzliwy związek zaczyna ją przerastać, ucieka. Dla kontrastu jej
przyjaciółka Vicky uważa się za osobę twardo stąpającą po ziemi, o sztywnym
kręgosłupie moralnym. Wakacje w Barcelonie udowadniają jej, że lekkomyślność,
za którą tak często karciła Cristinę, to także jej domena. Jeden wieczór z
ujmującym Hiszpanem pokazuje dziewczynie, ile warte były jej zasady oraz jak
bardzo chybotliwa jest w środku. Obie bohaterki wylatują z Nowego Jorku rzekomo
silne i zdecydowane, wracają płoche, zdemaskowane.
„Nie wiem, jakiego
związku chcę, ale wiem, jakiego nie chcę” – oznajmia Cristina. W kontekście
całego filmu stwierdzenie to wydaje się naiwne, lecz współgra też z Allenowską
konstatacją, że dobre związki po prostu nie istnieją. Historią Vicky (i jej dojrzalszej
wersji, Judy) stary cynik Allen próbuje nas przekonać, że nawet najlepiej
dobrana para w końcu się sobą znudzi. Juan Antonio i Maria Elena jako jedyni
potrafią kochać naprawdę szczerze i namiętnie, lecz rażeni iskrami własnego pożądania,
spalają się od środka – ich uczucie jest tak silne, że działa destrukcyjnie. Co
jest wobec tego lepsze? Miłość krótka, lecz przyprawiająca o zawrót głowy, czy
może rozłożona na lata, zawsze lekko ciepła, dogorywająca w agonii? Allen
odpowiada ustami Marii Eleny: szczęśliwa może być tylko miłość niespełniona.
Właśnie dlatego Vicky nigdy nie zapomni o tym, co się stało pewnej nocy w
Orvieto.
Szkoda tylko, że
samą Barcelonę potraktował reżyser pretekstowo. Nie interesuje go samo miasto,
lecz jedynie pewien stereotyp jego mieszkańca. W końcu czy słowa – „życie jest
krótkie, życie jest nudne, życie jest pełne bólu, ale my mamy szansę na coś
specjalnego” – wypowiedziane przez nie-Hiszpana mogłyby brzmieć jak obietnica
prawdziwej rozkoszy, a nie najtańszy z podrywów? Propozycja seksualnej przygody
osiąga tu rangę egzystencjalnej refleksji: w świecie, w którym każde uczucie
skazane jest na klęskę, sensowne wydaje się tylko epikurejskie carpie diem.
Zgadzam się z myślą
Juana Antonia i stwierdzam, że życie jest za krótkie na złe filmy. Czas, który
kradnie nam Woody Allen swoją „Vicky Cristiną Barceloną”, uważam jednak za
dobrze spożytkowany.
Film obejrzałam za pośrednictwem strony www.niemabolu.pl.
Znajdziecie tam też inne odkodowane tytuły: „Imagine”, „Para na życie”,
„Przepis na miłość”, „Tajne przez poufne”.
Oglądałam ten film dawno temu i pamiętam jedno - bardzo mi się nie podobał... Co najgorsze nie pamiętam dlaczego, wiem, że wydawał mi się nudny. Twoja opinia na tyle mnie zaintrygowała, że chyba obejrzę ten film jeszcze raz. Może rzeczywiście nie podeszłam do tego filmu w odpowiedni sposób? Albo w ogóle go nie zrozumiałam, co też jest możliwe. Chyba warto od czasu do czasu wrócić do takich filmów i pomyśleć, co nam w nich nie pasowało :)
OdpowiedzUsuńJa też oglądałam "Vicky..." po raz pierwszy jakoś zaraz po premierze. Pamiętam, że na pewno nie wydał mi się nudny (Allen pisze takie dialogi, że mnie one nigdy nie nudzą), ale odebrałam ten film zupełnie inaczej, raczej bez większego zrozumienia. To zaskakujące, jak z wiekiem zmienia się odbiór. Kilka doświadczeń więcej wystarczyło, żeby zyskać całkowicie inną perspektywę. :)
UsuńNie oglądałem, bo raczej to nie mój gust filmowy ale może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuń~ Łowca Dusz
http://filmomania33.blogspot.com/
"Obie bohaterki wylatują z Nowego Jorku rzekomo silne i zdecydowane, wracają płoche, zdemaskowane." - jaki celny komentarz, podsumowujący cały film. :) Pamiętam, oglądałam ten film dawno, niesamowicie mnie znużył, aczkolwiek to zdanie nawet zachęciło mnie do ponownego seansu.
OdpowiedzUsuńBędę tu zaglądać. Sama dopiero zaczynam przygodę z filmowym blogowaniem.
Pozdrawiam. :)
Dzięki za miłe słowo. Zachęcam do odświeżania Allena, choć najlepsze w tym przypadku są wycieczki do lat 70. Powodzenia na blogowej drodze życia! :)
UsuńAllena albo się lubi albo nie. Tak jest z jego filmami - po prostu mają swoją niszę :)
OdpowiedzUsuńTak, a biorąc pod uwagę, że wszystkie są właściwie o tym samym (służą przekazaniu tej samej, paradoksalnej myśli o równoczesnej beznadziei i pięknie świata - przynajmniej ja tak to widzę), to rzeczywiście - nie spodoba Ci się jeden film, mogą nie spodobać wszystkie inne. Choć wiadomo, te z tego stulecia wcale nie są już takie bezkompromisowe.
UsuńSuper film, taki życiowy :D
OdpowiedzUsuńNo cóż po tak dobre recenzji pozostaje pójść i obejrzeć film.
OdpowiedzUsuńfajna recenzja, ale ja bym nie dał 7/10, film taki sobie, nie dałbym mu takiej oceny, film z serii tych zupełnie przeciętnych.
OdpowiedzUsuńWoody Allen jest bardzo specyficzny i jakoś nie przepadam za jego filmami - aczkolwiek tego filmu nie widziałam.
OdpowiedzUsuńNie podobał mi się ten film, zresztą mojej dziewczynie też nie :)
OdpowiedzUsuńOgólnie to uwielbiam filmy z Penélope Cruz ale ten nie należał do najciekawszych :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o filmy Allena to ja zdecydowanie wolę starsze (nie jest to nic odkrywczego, bo raczej nikt nie powie inaczej) ale akurat ten mi podpasował. Może ze względu na Penelopę, na którą uwielbiam patrzeć. Miał ciekawe momenty. Zgadzam się z oceną. 7/10 jest odpowiednie.
OdpowiedzUsuńFajny film, ocena 7/10 jest idealna.
OdpowiedzUsuńDM
Mój ulubiony film... i ta muzyka. :)
OdpowiedzUsuńdosyc dobra historia, dobrze zagrana, ale Woody nie wypada jakos super... Bywało lepiej :)
OdpowiedzUsuńFilm w porządku, ale Allen jednak obniżył loty od czasu swojej świetności ;)
OdpowiedzUsuńFilm ciekawy, nie jest moim ulubionym ale można obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńFilmowanie z Powietrza i Ziemi - filmy reklamowe/promocyjne/korporacyjne, śluby i wydarzenia na żywo, zdjęcia z drona.
http://www.skynetic.pl
Uwielbiam ten film i piosenkę :) Nawet mam ustawioną ją na dzwonku :)
OdpowiedzUsuńKino Polskie nas zaskakuje ! Oto filmy które warto obejrzeć ! :)
OdpowiedzUsuń