piątek, 24 marca 2017

Obwieszczenie o powrocie, oda do blogera i nagrody OBF 2017



Ostatni post na tym blogu opublikowałam w sierpniu 2015 roku, minął więc szmat czasu. Nie oznacza to jednak, że porzuciłam dziennikarstwo filmowe, wręcz przeciwnie – poświęciłam się tworzeniu portalu Film.com.pl, który jest spuścizną po nieodżałowanym miesięczniku „Film”. Przez kilkanaście miesięcy przekuwałam hobby w zawód, co wpisuję na listę swych największych sukcesów. Teraz, gdy wróciłam do statusu wolnego strzelca, postanowiłam reaktywować Wynurzenia z kinowego fotela. 

Nie zrozumcie mnie źle, doświadczenie zdobyte w „Filmie” uważam za nieocenione (poza tym nie wykluczam gościnnych występów). Rzecz w tym, że brakowało mi swobody, którą czuć może tylko bloger. Blogowanie, jako czynność całkowicie dobrowolna, zawsze bierze się z potrzeby serca. Jeśli ktoś zapyta mnie, gdzie w Internecie szukać najszczerszych opinii, odpowiem: w blogosferze. Wierzę, że mimo grafomanii i ignorancji wielu autorów, to właśnie tu tkwi przyszłość polskiej krytyki filmowej. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzacie, to na pewno nie odmówicie blogom ich „dzikiego” uroku.

Do zalet blogosfery zaliczam również jej bardzo subiektywny charakter. O ile dziennikarstwo jako takie zawsze dąży (a przynajmniej powinno) do obiektywizmu, to dobry blog bazuje na indywiduum. Staram się, aby to pamiętnikarskie zacięcie widoczne było również na Wynurzeniach. Realizacji tego zamysłu służyła kiedyś kategoria Kot w worku, w której zamykałam swoje przemyślenia na wszelkie tematy okołofilmowe. Często odwoływałam się wtedy do inicjatyw pochodzących od Organizacji Blogów Filmowych. Nie inaczej będzie dziś – w końcu wszystko w tej notce kręci się wokół blogowania. 

Obecnie Organizacja Blogów Filmowych jest zaledwie swoim cieniem, ale cztery lata temu członkostwo gwarantowało sporo dobrej zabawy i – co najważniejsze – sieć przydatnych kontaktów. Swego rodzaju reliktem pozostał wciąż kultywowany, wewnętrzny plebiscyt o wymyślnej nazwie Nagrody OBF. Raz w roku urządzamy dwuetapowe głosowanie, w którym wybieramy zwycięzców w aż dwudziestu filmowych kategoriach. Pod uwagę bierzemy filmy, które swą polską premierę miały między 1 lutego a 31 stycznia, dlatego najczęściej w grę wchodzą już tytuły oscarowe. Wyniki tegorocznej edycji znajdziecie na stronie: Nagrody OBF 2017. Pozwólcie mi się odnieść do nich w kilku zdaniach. 

Nagrody OBF 2017 (źródło: pl-obf.blogspot.com)

Nie zamierzam rozwodzić się nad zwycięzcą, bo jasne dla mnie jest, że „La La Land” zapisze się w historii kinematografii złotymi literami. Świadoma tego, że musical i tak stanie na podium, swój głos w kategorii Najlepszy film oddałam na „Neon Demon”. Przypuszczam, że dozgonnych fanów twórczości Nicolasa Windinga Refna pozostało mniej więcej tyle, co nosorożców jawajskich (a to nie przelewki!). O powodach, dla których cenię wygwizdany w Cannes „Neon Demon”, napisałam w felietonie „Wszystkie demony Nicolasa Windinga Refna”. Zachęcam do lektury, choć doskonale wiem, że nikogo już do filmu nie przekonam. Twórczość Duńczyka trzeba po prostu czuć. Nie do każdego trafia miks liryzmu i przemocy, stąd skrajne oceny. Świetnie, że obeefowa brać wyróżniła nominacjami plakat oraz muzykę Cliffa Martineza. 

Nie mogę zrozumieć triumfu innego tytułu – „Zwierząt nocy” Toma Forda. Członkowie OBF nominowali go w aż dziesięciu kategoriach, mnie zaś poważnie rozczarował. Film zaczyna się z wysokiego C, jak rasowy thriller psychologiczny. Jake Gyllenhaal wplątuje się w „Funny Games”, Amy Adams popada w coraz głębszą nerwicę, spirala smutku i bezsilności kręci się coraz szybciej. To, co na początku intryguje, z czasem zamienia się w nieciekawe kino zemsty (płaszczyzna „literacka”) i zupełnie banalny melodramat (płaszczyzna „rzeczywista”). Cały film sprowadza się do tego, że Adams siedzi i rozmyśla nad tym, jak – za przeproszeniem – spierdoliła sobie życie. No rzeczywiście, szokujące. Chętnie nominowałabym aktorkę do Oscara za występ w „Nowym początku” (zamiast Meryl Streep), ale na pewno nie za „Zwierzęta nocy”. Obeefowicze wyróżnili obie role, choć ostatecznie przyznali palmę pierwszeństwa Emmie Stone. I słusznie.    

Tyle tytułem wstępu. Dziwacznych słów używam na zakończenie notki, ale właśnie tak ją traktuję – jako swego rodzaju kamień węgielny pod nowe Wynurzenia. Nawet nie wiecie, jak cieszę się z powrotu. ;) 

1 komentarz :

  1. a ja cały czas czekam, aż wpisy będą częściej ;) niby wiem, że na tej drugiej stronie można Cię poczytać, ale jednak blog ma swój klimat

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...