Zgodnie z tym, co zapowiadałam, kontynuuję rozważania o nowych produkcjach science fiction. Przed Wami recenzja Prometeusza, a może bardziej felieton, w którym staję w obronie tego filmu. Najlepsze mainstreamy, jakie ostatnio widziałam, to właśnie obrazy s.f.!
Ridley Scott – mistrz kuchni s.f.
Wokół nowego filmu Scotta wrze dyskusja, która niejednego
kinomana zniechęci do jego obejrzenia. Ja również naczytałam się
nieprzychylnych recenzji, przez co podchodziłam do Prometeusza dość nieufnie.
Że niby nie umywa się do Obcego, że brak tu metafizyki, że scenariusz
absurdalny. Ekhm.
Wyobraźcie sobie następującą sytuację: kulinarna wróżka
trąca Was swoją cukrową różdżką i wypiekacie ciasto według własnej, przed
chwilą wymyślonej receptury. Niby łączycie te same produkty co zawsze, ale
dosypujecie także sekretny składnik, który sprawia, że Wasz murzynek to
murzynek nad murzynkami, szarlotka królową wszystkich szarlotek itp. Kto nie
spróbuje, osiąga gastro-orgazm. Później pieczecie to ciasto jeszcze raz, i jeszcze
raz. W pewnym momencie jego smak zaczyna Wam powszednieć. Co nie oznacza od
razu, że przestał być boski!
Sprawa Prometeusza wygląda analogicznie. Alien i Blade
Runner to arcydzieła, które wyciągnęły horrory s.f. niemalże z niebytu,
nadały im zupełnie nową jakość, na trwałe zapisując się w historii kina. Ich 30
lat późniejszy naśladowca takiej rewolucji nie robi, ale wciąż pozostaje bardzo
dobrym filmem. Jak mądrze zauważył Sebastian Łupak w tekście Ridley Scott i bogowie
("Film" nr 7/2012), Obcy świetnie się wpasowywał w rosnącą w latach 70. i 80.
popularność teorii Ericha von Dänikena, jakoby Ziemia była odwiedzana przez
kosmitów z niezwykle dużym ilorazem IQ. To właśnie oni w prehistorii przekazali
ludziom techniczną wiedzę, dzięki którym mogły powstać egipskie piramidy lub
Stonehenge. Prometeusz myśl tę rozwija, jednak jest już jakby „po jabłkach”,
innowacyjność tego pomysłu ulotniła się, potencjał filozoficzny filmu nikim już
nie wstrząśnie.
Nie wstrząśnie, ale nie oznacza to, że brak tu ciekawych myślowych
wybiegów. Kwestia pochodzenia człowieka pozostaje wciąż otwarta, podobnie ze
starciem na linii wielkie korporacje – nauka – szary człowiek. Źródłem
najciekawszych rozważań jest jednak zachowanie androida Davida, czyli robota,
którego od ludzi odróżnia brak duszy. Czymże ta dusza w związku z tym jest, za
co odpowiada? Fassbender w tym filmie staje się nieobliczalnym psycholem z
obsesją badawczą, więc Scott stawia tezę, że o człowieczeństwie przesądza
umiejętność empatii. David życia nie szanuje, więc tworzy na statku prywatny
poligon doświadczalny. Za mało metafizyki? Jeśli ktoś chce filmowego traktatu
na miarę dzieł Tarkowskiego, to niech sięgnie po Tarkowskiego.
Jak dla mnie taka dawka „głębi” w zupełności wystarczy, żeby
stworzyć intelektualną podstawę dla filmu rozrywkowego (rozrywkowego,
powtarzam!), który nie zakłada z góry, że do multipleksów chodzą tylko widzowie
lubujący się w M jak miłość, Tańcu z gwiazdami, programach MTV lub innych
telewizyjnych mózgotrzepach. Prometeusz to także produkcja, w której od
początku czuć duży budżet i rękę mistrza – penetrowane lokalizacje i efekty
specjalne robią wrażenie, a każde ujęcie czemuś służy (przykładowo numerek
Vickers i Janka nie został umieszczony w scenariuszu po to tylko, żeby pleść w
film dowcipną scenkę, tylko żeby żaden z bohaterów nie dowiedział się od razu,
że naukowcy w jaskini umarli zaatakowani przez duże, obślizgłe glizdy). Ridley
Scott ma opinię pedantycznego perfekcjonisty o żelaznej dyscyplinie, co
przenosi się na konstrukcję jego filmów i stanowi ich widoczną cechę. Tak jak w
Obycm, nie braknie tu też grozy, atmosfery klaustrofobii i dziwnych wydzielin
pryskających w obrębie kadru (scena operacji – majstersztyk!).
W każdej recenzji Prometeusza znajduje się akapit o dobrym
aktorstwie i przyznam się, że ja również miałam ochotę poklepać po plecach
Charlize Theron oraz Michaela Fassbendera (good job, guys). Fassbender nie
tylko rusza się i mówi jak robocik, ale i został do tej roli świetnie obsadzony,
bo myślę, że gdybym kiedyś konstruowała androida, to wyglądałby właśnie tak (na
uwadze mam tu jego klasyczne rysy twarzy, nie moje preferencje). Theron
natomiast tak dobrze poszło zagranie wyrachowanej szefowej, że wielu kinomanów
miało zagwozdkę, czy ona także nie jest androidem. Z tego co mówi sama aktorka,
nigdzie w scenariuszu o tym nie napisano, ale na planie podświadomie kopiowała
manieryzmy Fassbendera (z racji nici porozumienia, jaka nawiązuje się między tą
dwójką bohaterów). Poniżej rozerotyzowane zdjęcia tej dwójki ze wspólnej sesji dla "W magazine" (pokazuje je, bo są świetne):
Przyjrzyjmy się jeszcze raz składnikom. Interesująca, nieoczywista historia? Jest. Plejada przystojnych gwiazd? Jest. Epicki rozmach? Jest. Lejąca się posoka? Odhaczona. Dreszczyk emocji? Również się znalazł. Rzadki w kinie matriarchat? Też jest (bonus dla feministek). Mnie ten Scottowski specjał przypadł do gustu, a że jadłam go już wcześniej… Póki smakuje tak dobrze, nie składam reklamacji.
Prometeusz: Horror, Akcja, Sci-Fi, Wielka Brytania, USA
2012. Reżyseria: Ridley Scott.
Scenariusz: Jon Spaihts, Damon Lindelof. Zdjęcia: Dariusz Wolski. Muzyka: Marc Streitenfeld. Obsada:
Noomi Rapace, Michael Fassbender, Charlize Theron, Idris Elba, Logan
Marshall-Green. Czas: 2 godz. 4 min.
Moja ocena: 7/10
Link do wcześniejszego tekstu o dobrociach s.f.:
Proszę o kontakt http://wywiadzblogerem.wordpress.com/
OdpowiedzUsuńDobra recenzja mądrze napisana. Dodam tyle, że dla mnie Prometeusz to najpiękniejszy film SF ostatnich lat i chciałbym, żeby kolejna część/części były tak samo porządne i klimatyczne jak część pierwsza. Prometeusz dla mnie to także twórcza inspiracja na temat malowanych przeze mnie obrazów z cyklu Prometeo prezentujących współczesne samoloty i śmigłowce w świecie wymyślonym przez Scotta i jego scenarzystów. To kawał solidnego i pięknego kina SF!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńNawet nie wiedziałam, że będą kręcić sequel. Dopiero teraz doczytałam, że projekt planowany jest na 2014/2015 rok. To ci niespodzianka... Mam mieszane uczucia - czy dwójka naprawdę jest potrzebna? Chyba nie, lepiej żeby nie wszystko zostało wytłumaczone.
Ja też się powoli zabieram się do napisania recenzji Prometeusza. Ludzie chyba sobie powoli odpuszczają te początkowe negatywne opinie – co mnie zresztą ciesz.
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie wszyscy sobie odpuszczają - to nadal dość kontrowersyjny temat i gdy wrzuciłam link do tej recki na filmweb, to niemal od razu zawrzała dyskusja. Właściwie to nie wiem, skąd takie skrajne opinie - z wygórowanych oczekiwań? Przecież to tak sprawnie zrealizowany film!
UsuńKiedy zasiadałam do obejrzenia Prometeusza nie czytałam żadnych wypowiedzi o nim, poza krótkim opisem fabuły, z którego dowiedziałam się o powiązaniach Prometeusza z Obcym. Włączając sobie film, byłam dość entuzjastycznie nastawiona - kiedyś bardzo lubiłam Obcego i sentyment pozostał mi do dzisiaj - i nie poczułam się zawiedziona. W kilku momentach byłam nieco zdziwiona i zaskoczona (jak chociażby faktem, że bohaterka beztrosko biega po obcej planecie po dopiero co przeprowadzonej bolesnej operacji usunięcia z siebie płodu - te zszywki, które się w nią wbiły nie wyglądały zbyt stabilnie), jednak ogółem film mi się podobał, nie wykluczam nawet, że za jakiś czas do niego wrócę, aby obejrzeć jeszcze raz (i to nie tylko przez Fassbendera! Chociaż jego kreacja w Prometeuszu była bardzo udana, to trzeba przyznać). Więc po zobaczeniu filmu pomyślałam, że wejdę sobie na filmweb i zobaczę, co ludzie piszą. Moje zaskoczenie było dość duże, bo nie spodziewałam się takiej fali krytyki. Do teraz jest ona dla mnie niezrozumiała i chyba taka pozostanie.
OdpowiedzUsuń(Tym bardziej cieszę się, że podzielasz moje dość pozytywne wrażenie, bo już się bałam, że coś ze mną nie tak ;)
Sylwia :)
Nie zgodzę się. Scenariusz niestety napisany raczej bez przemyślenia, scena aborcji, po której bohaterka dalej radośnie walczy albo moment gdy ekipa dochodzi do wniosku "hej jesteśmy na obcej planecie, zdejmijmy hełmy - to naprawdę dobry pomysł" to jedynie czubek góry lodowej. Całe to filozofowanie na temat człowieczeństwa też zupełnie nieprzekonujące. Ale to już chyba raczej kwestia gustu. Owszem film wygląda pięknie, owszem bije najnowsze batmany i inne przeboje typu avengers na głowę, owszem obsada (Fassbender - uwaga idzie żart - gra Z GŁOWĄ) ale to nie wynagradza absurdów fabularnych.
OdpowiedzUsuńZ kolei ja jestem dość ciekaw kontynuacji :)
Pozdrawiam
Nar.
A mnie te absurdy fabularne w cale jakoś nie rażą - w końcu to nie jest dramat psychologiczny, tylko poniekąd film akcji, a te mają własną konwencję, która czasem wymaga pewnej umowności. Przede wszystkim ma być widowiskowo, a czy zachowania bohaterów są racjonalne to już kwestia drugorzędna. Przynajmniej ja tak to widzę, jestem wyrozumiała dla takich usterek.
UsuńFaktycznie: Fassbender gra tak, że dla wielu aktorów taki poziom to marzenie ściętej GŁOWY ;D Facet ma ŁEB jak sklep.
A ja mam jedno skojarzenie: wychodzi na to, że znów my - ludzie spieprzyliśmy... Tylko wylądowaliśmy na jakiejś planecie i myk - po naszej interwencji wykluł się Obcy! Czyli całe to zamieszanie z Alienami psu na budę - my je stworzyliśmy. po co więc Nostromo ląduje na jakiejś planecie, po co przesłuchanie Ripley... aaa już wiem. Bo harda bohaterka zamiast wracać w te pędy na Ziemię leci do Inżynierów i nikt się o niczym nie dowiedział!
OdpowiedzUsuń