poniedziałek, 16 czerwca 2014

Spotkanie kultur na ekranie: konfrontacja, dialog, translacja? „Truposz” Jima Jarmuscha



Analiza z zacięciem antropologicznym. 

Oto, co robią na zaliczenie studenci filologii polskiej. Co się ma marnować w czeluściach twardego dysku. :)










„Odkąd odeszły bizony, serca moich ludzi upadły na ziemię i nikt ich już nie podniósł. Później nic się już nie wydarzyło” – opowiada Wiele Przewag, wódz plemienia Wron, które pod koniec wieku XIX zostało zamknięte w rezerwacie i poddane dyktatowi białego człowieka. Proces ten opisuje amerykański filozof Jonathan Lear w książce Nadzieja radykalna. Etyka w obliczu spustoszenia kulturowego. Historia szczepu pozwala badaczowi na analizę sytuacji, w której grupa etniczna traci własną kulturę, a przez to poczucie tożsamości. W dziejach Wron wyróżnia dwa etapy: przed odejściem bizonów, kiedy rzeczy się „przydarzały”, oraz po ich odejściu, gdy rzeczy przestały się „przydarzać”. Mowa o masowym wybijaniu tych zwierząt przez białych, którzy tym samym pozbawili Indian możliwości polowań, a więc podstawowego zajęcia (obok także zabronionych walk międzyplemiennych). Lear interpretuje owo „nieprzydarzanie się” na trzy sposoby. Koncepcja psychologiczna tłumaczy je jako depresję, antropologiczna jako spustoszenie kulturowe, filozoficzna natomiast zakłada, że rozpad tradycyjnych form życia odbiera egzystencji sens i prowadzi do końca historii, unicestwienia całej formacji kulturowej, która skazana jest na jałowy byt.


Jim Jarmusch nakręcił Truposza jedenaście lat przed publikacją Nadziei radykalnej, lecz poruszył w nim te same kwestie, które trapiły Leara. Akcję osadził w drugiej połowie XIX wieku, czyli w momencie stanowiącym cezurę w historii Indian. W sekwencji podróży Williama Blake’a do miasteczka Machine obserwujemy nie tylko opustoszałe wigwamy, ale też eksterminację bizonów dokonaną przez uzbrojonych w strzelby pasażerów pociągu (by pozbawić szczepy środków do życia, biali wybili wówczas populację tego gatunku do tysiąca sztuk). To tylko przedsmak moralnej degrengolady, która w pełnej „krasie” prezentuje się podczas pierwszego spaceru Blake’a po Machine. Ta granica między światem białych i czerwonych w pełni zasługuje na niechlubny tytuł trupiarni. Miejsce to uosabia zarówno zewnętrzny, jak i moralny rozkład: tonie w błocie, tworzą je prowizorycznie zbudowane domy, zasiedlone jest przez bandytów i kobiety lekkich obyczajów. Dewastacji krajobrazu dopełniają piętrzące się czaszki bizonów, które symbolizują eksploatację terenu. Upadek białego człowieka skontrastowany został z barwną i pełną pięknych rytuałów kulturą Indian.

Zdaniem reżysera dialog między przedstawicielami obu ras jest możliwy, ale zaistnieć muszą specjalne okoliczności. Białoskóry powinien być przybyszem, który nie ma w uciskaniu Indian żadnego interesu. Przede wszystkim jednak partnerzy rozmowy nie mogą w pełni identyfikować się z żadną z grup. Blake i Nobody potrafią odnaleźć wspólny grunt, gdyż pierwszy jest wyjęty spod prawa, drugi zaś zmaga się z podwójnym wykluczeniem – nie dość, że jego rodzice pochodzą z różnych, skłóconych klanów, to uzyskał wykształcenie w europejskiej szkole. Dzięki temu poznał twórczość poety Williama Blake’a (wielbionego ze względu na krytykę własnej cywilizacji), którego kolejne wcielenie widzi w nowym przyjacielu. Obaj mężczyźni są wyrzutkami, którzy wyrzekają się znanych sobie struktur aksjologicznych.


Konfrontacja kończy się jednością Blake’a z Indianami. Nobody zostaje jego mentorem (a więc odwracają się typowe role w relacji biały – czerwony człowiek) i pomaga mu przejść metamorfozę od strachliwego „głupiego białasa” do wojownika. Zwieńczeniem przemiany jest śmierć mężczyzny, który umiera na skutek ran postrzałowych (wcześniej eliminuje kilku „imperatorów”) i zostaje odesłany w zaświaty w zgodzie z indiańskim rytuałem. Odpływając w czółnie na szerokie wody, w pełni jednoczy się ze światem przyrody, czego sygnał daje też w scenie, w której kładzie się obok martwej sarny. Blake myśli, odczuwa i wreszcie umiera jak Indianin. Jarmuschowi udało się uchwycić ostatnie momenty, w których „nieprzydarzanie się” nie zdążyło jeszcze spustoszyć bogatej indiańskiej obrzędowości. Później zyska ona wymiar sztucznej rekonstrukcji.

4 komentarze :

  1. Ale to chyba fragment tej analizy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to całość. Zdaję sobie sprawę, że nie jest szczegółowa, ale mieliśmy limit 3,5 tys znaków. :)

      Usuń
  2. Świetny film, jak wszystkie Jarmuscha:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...