środa, 25 lutego 2015

Nominacje do OBF 2015 – komentarz (a w tle Oscary), cz. 1



Organizacja Blogów Filmowych nie należy do najbardziej aktywnych (eufemizm…), jednak luty to miesiąc, w którym każdy z członków bardzo się ożywia – przyznajemy nagrody OBF! Zabawa odbywa się w dwóch turach; wyłonienie zwycięzców poprzedzone jest wyborem 5 nominowanych w każdej spośród 21 kategorii. Sezon obejmuje okres od 1 lutego 2014 do 31 stycznia 2015 roku.

Rok temu podzieliłam się z Wami moimi typami jeszcze przed ogłoszeniem nominacji. Tym razem przyłączyłam się do akcji w ostatniej chwili, w związku z czym zamiast numerycznych list przedstawiam Wam mój komentarz. Z racji tego, że jesteśmy chwilę po Oscarach, a część tytułów się powtarza, możecie czytać ten post także jako zbiór luźnych uwag dotyczących gali.


Pełną listę nominacji OBF znajdziecie pod LINKIEM.

Ps – Nie publikuję tu często, ale jeśli już, to konkretnie, dlatego post pojawi się w dwóch częściach.


Najlepszy film

Nominowani: „Birdman”; „Mama”; „Ona”; „Zaginiona dziewczyna”; „Whiplash”

Pierwsze spostrzeżenie po przejrzeniu listy: trzeba nadrobić „Mamę”. Całkiem imponuje mi to, co robi Dolan, ale „Mama” jakoś mi umknęła. Tymczasem już na poziomie nominacji to wielki wygrany naszego rankingu.

„Birdmanowi” przyznałam miejsce szóste, „Zaginionej dziewczynie” siódme. Zrobiłam to, mając na uwadze gusty braci i sióstr OBF-owiczów, którzy w Fincherze bardzo gustują, a i obraz Iñárritu zyskał u nich wysokie noty. Mówiąc krótko – wiedziałam, że się zakwalifikują. Jak często zaznaczam przy okazji wszelkich podsumowań, numeracja wydaje mi się niesprawiedliwa, więc i tym razem hierarchizacja tytułów sprawiła mi kłopot. Doprawdy nie umiem stwierdzić, czy „Co jest grane, Davis?” jest filmem lepiej zrobionym niż „Wielkie piękno” lub „Boyhood” (przypuszczam, że nie), ale ponieważ jest moją ulubioną produkcją minionego roku, przyznałam mu maksymalną liczbę punktów. To zupełnie jak w przypadku Oscarów – sercem byłam przy „Whiplash”, choć wiem, że „Birdman” i „Boyhood” to filmy zwyczajnie ważniejsze, ciekawsze w formie. Przywilejem dziennikarza filmowego jest to, że może mieć obiektywizm w czterech literach; moja pierwsza piątka prezentuje się wobec tego tak:

1 „Co jest grane, Davis?”
2.„Whiplash”
3.„Wielkie piękno”
4.„Tylko kochankowie przeżyją”
5.„Boyhood”


Najlepszy reżyser

Nominowani: Wes Anderson; Xavier Dolan; David Fincher; Alejandro González Iñárritu; Richard Linklater

Czy ważne jest, kogo nominowaliśmy oprócz Linklatera i Iñárritu? Myślę, że nie. Przyznam jednak, że nie umiem zdecydować, kto bardziej zasługuje/zasłużył (bo odnoszę się też do Oscarów) na nagrodę – obaj panowie okazali się mistrzami samodyscypliny. I mimo że „Birdman” jest dziełem bardziej „zwartym”, przemyślanym i lepiej funkcjonującym jako całość, to nie można zapomnieć o tym, że „Boyhood” to film niepowtarzalny w skali światowej kinematografii (wiem, „Birdman” w pewnym sensie też, ale tylko „w pewnym sensie”, bo pomysł na pseudo brak cięć wykorzystano już kilkakrotnie). Poza tym kaman, 12 lat zdjęć to 12 lat zdjęć. Kierowana tą myślą przymknęłam oko na to, że „Boyhoodowi” przydałaby się ostrzejsza obróbka montażowa i dałam Linklaterowi maksymalną liczbę punktów.


Najlepszy scenariusz oryginalny

Nominowani: Wes Anderson „Grand Budapest Hotel”; Armando Bo, Alexander Dinelaris, Nicolás Giacobone, Alejandro González Iñárritu „Birdman”; Xavier Dolan „Mama”; Spike Jonze „Ona”; Richard Linklater „Boyhood”

Tu faworyt jest jeden, a imię jego „Birdman”. Teatralność vs. filmowość, jawa vs. sen, nieosiągalny artyzm vs. łatwy mainstream, dialogi, dialogi, dialogi. A wszystko to niezwykle zgrabnie wkomponowane w niewielką przestrzeń, w której czas płynie po swojemu (a właściwie po rigganowemu).


Najlepszy scenariusz adaptowany

Nominowani: Craig Borten, Melisa Wallack „Witaj w klubie”; Damien Chazelle „Whiplash”; Steve Coogan, Jeff Pope „Tajemnica Filomeny”; Gillian Flynn „Zaginiona dziewczyna”; Anthony McCarten „Teoria wszystkiego”

Dochodzimy do kategorii, która budzi we mnie najwięcej emocji. Zacznę od tego, że w nominacji „Teorii wszystkiego” widzę niemal porażkę OBF-u (ale to jeszcze nic, bo prawdziwą porażkę poniosła w ten sam sposób Akademia – większą było tylko nagrodzenie innego bubla, „Gry tajemnic”). W trakcie seansu gula w gardle stanęła mi kilkakrotnie, ale nie miała nic wspólnego z dławionym szlochem, nic z tych rzeczy. Mało chwytów irytuje mnie w kinie tak, jak wymuszanie na widzu łatwych wzruszeń, a „Teoria wszystkiego” jest tego pełna. Szczyt wyrachowania osiągnięty został w trakcie zbitki scen, w których to bardzo chory już Eddie Redmayne bawi się z dziećmi w ogrodzie, a w tle leci pokrzepiająca muzyczka. Odczytuję to jako wyraźny komunikat twórców: „patrz, widzu – oto okrutnie doświadczony przez los mężczyzna stawia czoło trudnościom i z uśmiechem na ustach wita nowy dzień. Sprzedaje żonie zalotne spojrzenia, płodzi coraz to nowych potomków, osiąga kolejne sukcesy. Wzruszające, co nie? Teraz płacz”. Równie tandetna jest scena, w której przyjaciel domu (co to za niewiarygodna postać? Co to za aktor-porażka?) przygrywa na pianinie ckliwą melodię, która ma być wyrazem jego uczuć do Felicity Jones. Nie widziałam jeszcze „Selmy”, ale „Teoria wszystkiego” to zdecydowanie najsłabszy film z oscarową nominacją, warty uwagi tylko ze względu na kreacje aktorskie.

OBF-owe wyróżnienia „Witaj w klubie” i „Tajemnicy Filomeny” też nie budzą mego entuzjazmu (zbyt blisko tym opowieściom do cyklu „Prawdziwe historie” na TVN-ie), ale niech będzie.

Nie będę jednak sprawiedliwa, jeśli nie wspomnę o tym, że tegoroczny wybór nie był szeroki; sama przyznałam punkty tylko czterem filmom, piąte miejsce pozostawiając puste. Co więcej, okazało się, że jeden z nich został zdyskwalifikowany przez brak polskiej premiery. Mowa o „Brudnym szmalu”, który próbowałam przeforsować w naszej zabawie kilkakrotnie (ósme miejsce na liście najlepszych filmów) zupełnie nieświadoma tego, że Imperial-Cinepix w ostatniej chwili zrezygnował z planowanej na grudzień 2014 roku dystrybucji kinowej (mówiło się o niej zaraz po WFF-ie, gdzie „Brudny szmal” wyświetlono po raz pierwszy i ostatni). Firma ma ode mnie maksimum punktów w nieistniejącej kategorii „Najgłupsza decyzja polskiej dystrybucji” (musimy ją koniecznie utworzyć w następnej edycji). O zaletach filmu Michaela R. Roskama pisałam tu: LINK.

Inny scenariusz adaptowany, który postanowiłam docenić, to efekt pracy Andrew Bovella nad „Bardzo poszukiwanym człowiekiem” Johna Le Carrego. Jak najbardziej zgadzam się z nominacjami dla „Whiplash” i „Zaginionej dziewczyny” – Gyllian Flynn to moja zdecydowana faworytka.


Aktor pierwszoplanowy

Nominowani: Jack Gylenhaall „Wolny strzelec”; Michael Keaton „Birdman”; Matthew McConaughey „Witaj w klubie”; Joaquin Phoenix „Ona”; Eddie Redmayne „Teoria wszystkiego”

Tłoczno było wśród aktorów w tym roku, zarówno tych pierwszo- jak i drugoplanowych. Dając pięć punktów Tomowi Hardy’emu za „Brudny szmal”, popełniłam poważny błąd, bo jak już wiecie, film ten nie mógł się liczyć w naszym konkursie. Problem ten nie dotyczył jednak „Locke”, gdzie mój ostatnio ulubiony aktor także zagrał koncertowo, a który pominęłam z sympatii do Philipa Seymura Hoffmana („Bardzo poszukiwany człowiek”, miejsce piąte)… A trzeba było dać „piątkę” za „Locke”. Pozostałe punkty rozdzieliłam między Jake’a Gyllenhala, Matthew McConaughey’a i Michaela Keatona (którego TVN-owska „specjalistka” od kina Kinga Rusin uparcie nazywała w pooscarowy poniedziałek Michaelem Cainem… Zwykła pomyłka, czy rzeczywiście ich nie odróżnia? Nie jestem pewna). Niech wygra Matthew albo Jake – pierwszemu bardziej niż za „Witaj w klubie” należy się to za „Detektywa”, a drugiego pominęli wszyscy, a więc proponuję wręczyć mu OBF-a na otarcie łez.

By the way, podobno w trakcie oscarowej gali Michael Keaton przeglądał karteczki z przemówieniem. Smutne to trochę, pozostał niespełniony jak jego Riggan Thomson. Jednak nie od dziś wiadomo, że Akademia stawia na widowiskowość. Nie zagrałeś chorego, homoseksualisty, nie przeszedłeś metamorfozy? Nie? To o czym ty śmiesz marzyć…? A szkoda, bo rola Keatona w „Birdmanie” jest rolą bardzo odważną.


Aktor drugoplanowy

Nominowani: Pierre-Yves Cardinal „Tom”; Jared Leto „Witaj w klubie”; Edward Norton „Birdman”; Mark Ruffalo „Foxcatcher”; J.K. Simmons „Whiplash”

Nie widziałam “Foxcatchera” (podobno niezwykle nudny, prawda to?), a Pierre-Yves Cardinal w ogóle nie zapadł mi w pamięć. Dokładnie odwrotnie było z Robertem Pattinsonem w „The Rover” i Jamesem Gandolfinim w „Brudnym szmalu”, jednak to kolejne ofiary zasady, że do konkursu OBF kwalifikują się tylko filmy wprowadzone do rodzimych kin. Ktokolwiek wygra – Edward Norton czy J.K. Simmons – będę ukontentowana.

Cdn.

1 komentarz :

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...