czwartek, 27 czerwca 2013

"Homeland", sezon 1: God, don't bless America

„Amerykański żołnierz zdradził” – taką (niepotwierdzoną) informacją zaczyna się pierwszy odcinek Homeland. Zgodnie z instrukcjami Hitchcocka początkowe trzęsienie ziemi to tylko wstęp do dalszej przeplatanki suspensu i zwrotów akcji. Czy cudownie wyswobodzony z wieloletniej niewoli Al-Ka’idy Nicholas Brody to bohater narodowy, czy terrorysta? Czy Carrie Mathison, agentka CIA, to genialny umysł, czy furiatka? Pytania te nie przestają dręczyć widza od pierwszych minut produkcji. Sprawa pozostaje dwuznaczna nawet wtedy, gdy tajemnice wychodzą na jaw. Nie dziwi wobec tego deszcz pozytywnych recenzji, jaki od dwóch sezonów spada na załogę serialu i po którym wyrosło już pięć Złotych Globów.



Relację Carrie – Brody celnie opisuje przysłowie „trafiła kosa na kamień”. Nieczęsto udaje się wykreować dwie tak silne, zdeterminowane i niejednoznaczne postaci, których ścieranie się przypomina finałowy pojedynek na różdżki Harry’ego Pottera i Voldemorta (lecą iskry). Stosunki tej pary od początku przesiąknięte są perwersją, do czego przyczynia się ukryty monitoring w domu sierżanta. Po kilkutygodniowej obserwacji Brody staje się bliski agentce, która jako jedyna w kraju może oglądać go na szklanym ekranie nie przybranego w laury przez media, ale dosłownie i w przenośni nagiego. Widzi go, gdy jest on w rozsypce, kiedy dają o sobie znać skutki niewoli, a także wtedy, gdy nieudolnie próbuje zaspokoić żonę. Sama mając problemy psychiczne, utożsamia się z nim jako z kimś, kto dorównuje jej niestabilnością. Poczucie więzi wzmagają także podobne doświadczenia z frontu i nierozumienie ze strony osób, które nie znają bliskowschodnich realiów. Politycy widzą w Brodym kukiełkę, społeczeństwo i dzieci bohatera, a małżonka nieszczęśliwego, niezrównoważonego i obcego jej już człowieka. Dla Carrie, która wie o nim najwięcej, staje się zaś obsesją: koncentruje wokół niego zarówno swoje życie zawodowe, jak i prywatne. Podejrzenia idą w parze z pożądaniem, a zimne wyrachowanie z tęsknotą za czułością. Homeland zawiera elementy romansu szpiegowskiego, ale podanego tak, że nie wiadomo, czy więcej tu romansu, czy szpiegostwa. Zastosowanie półcieni jest cechą całej produkcji i jedną z jej największych zalet. Pewni możemy być tylko tego, że serialowy świat dawno (a może w ogóle?) nie miał tak hardej bohaterki jak Carrie Mathison.

Skoro o niejednoznaczności mowa, koniecznością jest wspomnienie o wątku przewodnim, czyli dochodzeniu, czy Brody działa na zlecenie pakistańskiego terrorysty Abu Nazira. Scenarzyści mistrzowsko zwodzą widza, co chwilę wplatając czasem nawet bardzo krótkie ujęcia, mające na celu podważenie naszych dotychczasowych przypuszczeń. Urwane retrospekcje Brody'ego, emocjonalna huśtawka Carrie czy nawet zwykłe widoki Białego Domu potrafią całkowicie zamieszać w głowie i prowadzą do tego, że obejrzenie całego sezonu w jeden dzień przestaje być nierozsądnym pomysłem. Tę ciuciubabkę komplikuje dodatkowo rozpostarcie podejrzeń także na bohaterów drugoplanowych, przez co zaskoczeń jest tu więcej niż w kryminałach Aghaty Christie. Efekt ten osiągnięto także dzięki świetnym rolom Claire Danes i Damiana Lewisa. Zachowawczą grą aktorską sprawiają, że ich postacie nie budzą ani całkiem pozytywnych, ani negatywnych odczuć. Są nieprzeniknieni i nie dają wskazówek, jak należy ich rozgryźć. Dlatego szkoda, że twórcy nie poczekali z podaniem rozwiązania jeszcze ze dwa odcinki – dałoby się podgrzać temperaturę jeszcze o kilka stopni, chociaż i tak poziom emocji doprowadza do wrzenia.


Homeland wpisuje się w modny w kinie nurt krytykujący amerykańskie działania wojenne, który reprezentują między innymi filmy Kathryn Bigelow lub mniej znane Pozdrowienia z raju Brillante Mendozy. Terroryści zajmują pozycję ofiar, które jedynie wetują straty, jakie zadaje im najeźdźca. Ameryka jako kraj walczący z bezprawiem nie może sobie pozwolić, aby do publicznej wiadomości dotarły informacje o jakichkolwiek potknięciach, w których giną cywile, dlatego media nieustannie tuszują gorzką prawdę. O tym, jak CSI nie szanuje ludzkiego życia, dobitnie świadczy jeden z dialogów Carrie i jej szefa, kiedy prosi ona o ochroniarzy dla informatorki, która należy do haremu jednego z arabskich książąt, a której życie jest zagrożone. „Ochrona dla prostytutki? Co ty sobie wyobrażasz?” – usłyszy w odpowiedzi. Dosadna krytyka zawiera się także w wątku Aileen Morgan (w tej roli Marin Ireland, którą ostatnio mogliśmy zobaczyć w 28 pokojach hotelowych). Mimo że jest amerykańską terrorystką, pokazana została jako ta, która przejrzała na oczy – wychowana w rodzinie biznesmenów, miała dosyć zepsucia i to właśnie w dżihadzie zobaczyła coś szczerego, coś, czemu warto się poświęcić. Ameryka sama sobie zapracowała na nienawiść dziewczyny, w dodatku działania na szkodę ojczyzny usprawiedliwia miłość do Saudyjczyka Raqima. Bohaterka ta, jako postać budząca współczucie i odrobinę sympatii, jest uosobieniem antyamerykańskiej „polityki” scenarzystów.

CSI to jednak nie tylko czarne charaktery. Carrie Mathison i Saul Berenson stawiają dobro kraju ponad własne. Przepracowani i samotni, nie mają szans na normalne życie ani stały związek, co zostało kilkakrotnie zaakcentowane w scenariuszu. O ile Saul godzi się ze swoim losem, to do Carrie dopiero dociera, że zawsze będzie skazana wyłącznie na siebie. Jej smutek przekłada się na nastrój całego serialu, w którym na ścieżkę dźwiękową składają się melancholijne, jazzowe kawałki (część z nich, w tym Terminal 7 z openingu, to utwory polskiego trębacza Tomasza Stańki). Soundtrack dobrze komponuje się z nostalgią i niepokojami bohaterki, która zawsze zdaje się być o krok od psychicznego załamania.


Błyskotliwie skrojona intryga, fabuła, w której każdy wątek i dialog ma swoje znaczenie w misternej układance oraz świetnie zagrani, wyraziści bohaterowie to wystarczające powody, aby zapoznać się z Homeland. Niestety do tej listy zalet nie można dopisać jakości polskiego wydania DVD. Jest ono bardzo estetyczne (plastikowy box z czterema płytami plus tekturowa nakładka), ale nie oferuje żadnych dodatków. Gdy widz wydaje jednorazowo ponad sto złotych, chciałby uświadczyć jakichś bonusów, jednak w tym przypadku się zawiedzie. Ponadto dystrybutor pomylił się w numeracji, bo na trzeciej i czwartej płycie są źle rozpisane odcinki. Oczywiście ten chochlik nie przeszkadza w cieszeniu się serialem, który broni się niezależnie od poziomu wydania. Najważniejsze, że nie ma błędu w opisie na okładce: „ukryte tropy i wielopłaszczyznowość sprawiają, że Homeland Sezon Pierwszy jest serialem dla wszystkich miłośników suspensu” – tym razem superlatywy to nie tylko chwyt marketingowy.

Za udostępnienie serialu dziękuję sklepowi Film Freak (link do facebookowego fanpage’a po kliknięciu w nazwę). Po Homeland możecie się udać tutaj: http://filmfreak.pl/homeland-sezon-1-4-dyski-dvd.html.

1 komentarz :

  1. Słyszałem wiele o tym serialu, ale jeszcze nie miałem szansy obejrzeć. Muszę nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...