poniedziałek, 29 lipca 2013

Kot w worku: lipiec 2013



Jak zwykle przedstawiam comiesięczną notkę podsumowującą moje filmowo-muzyczne wrażenia. Nie było ich ostatnio wiele: przeczytacie przede wszystkim o rozwoju bloga i "odkryciu" świetnego serialu Dochodzenie. Zdradzam też swoje nieskromne marzenie... ;)  










Lipiec zaowocował nową propozycją współpracy. Dzięki dystrybutorowi Kino Świat mam możliwość recenzowania nowości na DVD, czego częściowy efekt już mogliście zobaczyć:


W kolejce czeka także Dzień kobiet Marii Sadowskiej - włożę go do odtwarzacza jak tylko zelżeje upał, bo w takie dni jak dziś przerasta mnie wszystko, co nie jest głupawym serialem o wampirach czy nastoletnich wilkołakach!

Jestem bardzo szczęśliwa, że udaje mi się tutaj działać coraz prężniej, że ciągle rozwijam swoją blogową działalność. To dla mnie tylko kolejne potwierdzenie tego, że decyzja o założeniu Wynurzeń była jedną z lepszych w ostatnich latach. :) 16 września minie od jej podjęcia równo rok, z czym wiąże się moje nieskromne marzenie: osiągnięcie do tego czasu sto lajków na fanpage'u! Brakuje jeszcze dwunastu. Wasze polubienia to najlepsze uhonorowanie mojej pracy, nawet propozycje od producentów nie są dla mnie tak pochlebne, jak właśnie kliknięcia "lubię to". Dlatego (bardzo nieśmiało i z rumieńcem) proszę o Wasze lajki. :)

Po akapicie przeznaczonym na żebry wracam do sprawozdania. W minionym miesiącu byłam wysłannikiem zaprzyjaźnionego bloga Cinemacabra, dla którego strzeliłam recenzję Pacific Rim (w wymowie dość odległą od powszechnego entuzjazmu, jaki film wzbudził w wielu kręgach):


Warty wspomnienia jest też najsmutniejszy kinematograficzny dzień, jaki dane mi było przeżyć: w przeciągu dwunastu godzin wybrałam się na dwa kinowe seanse, dwa STRASZNE kinowe seanse. Regularnie prowadzę na Filmwebie dzienniczek oglądanych filmów i jeszcze nie zdarzyło mi się postawić w tym roku oceny 2/10 - aż do czarnego wtorku. Na notę 3/10 także zasłużyło sobie tylko kilka tytułów, czarny wtorek powiększył tę listę. Narzekania spisałam w notkach:


Nikomu nie życzę takiego czarnego dnia.

Pięć dni w lipcu spędziłam w "blasku fleszy". :D Szkoda tylko, że "planem zdjęciowym" była hala, w której trwały castingi Got to Dance, a moja rola ograniczała się do statystowania na widowni. W zeszłym roku przez jeden dzień byłam publiką Must Be the Music, co opisałam w poście Odkrywcza notka o tym, że TV kłamie. Zasadniczo nic się od tego czasu nie zmieniło. Doszedł mi tylko nowy wniosek: cieszcie się ludzie, że istnieje coś takiego jak montaż. Kiedy na casting przychodzi sto pięćdziesiąt wykonawców, trudno każdemu powiedzieć coś oryginalnego, dlatego połowie mówi się ciągle to samo. Od wytartych sformułowań jurorów głowa boli bardziej niż od ryku gimbazjalnej publiczności. "Najważniejsze jest to, żeby w tym co robisz, była EMOCJA".

Podzielę się z Wami jeszcze moją nową serialową miłością, czyli amerykańskim Dochodzeniem. Z pierwszym sezonem zapoznałam się już blisko dwa lata temu, jednak przyznaję, że to było zakochanie od drugiego wejrzenia - przyszło do mnie dopiero teraz, gdy po tej długiej przerwie dość przypadkowo sięgnęłam po serię drugą. Teraz już rozumiem, dlaczego nie od razu wkręciłam się w śledztwo w sprawie zabójstwa słodkiej Rosie Larsen. Nie dlatego, że historia jest źle opowiedziana, bo scenariusz to właśnie jeden z najjaśniejszych punktów tej produkcji, tuż obok psychologicznie wiarygodnych postaci. O ile w serialach typu CSI: Kryminalne zagadki... znalezieniem zabójcy zajmują się nieomylni gliniarze otoczeni sprzętem godnym NASA, to Dochodzenie przedstawia zmagania dwójki policjantów o nadłamanych życiorysach. Przełożeni wcale nie ułatwiają im pracy, a Rosie przypomina trochę Laurę Palmer z Misteczka Twin Peaks - była dziewczyną z wieloma mrocznymi sekretami. Równie ważnymi wątkami są losy osób powiązanych z ofiarą, czyli bolejącej po stracie rodziny i wplątanego w intrygę radnego miasta. Wszystko to dzieje się z wiecznie deszczowym Seattle, a pod wieloma kątami twórcy postawili na naturalizm. Efekt? Serial ma bardzo depresyjny klimat. Taki jest jednak jego urok, bez tego smutnego realizmu nie wstrząsałby tak, jak wstrząsa i nie wyróżniałby się spośród wielu innych podobnych tytułów. A tak stacja AMC dostarczyła widzom perełkę wśród seriali (nie tylko kryminalnych) - aż dziwne, że jeszcze tak mało znaną. Ps - kilka odcinków wyreżyserowała Agnieszka Holland.

Na koniec tradycyjnie przedstawiam suplement muzyczny:

A. Hipsteriada (pielęgnacja snobizmu):





B. Bezwstydny mainstream (uzupełnienie poprzedniej listy hitów na lato - wszystko jest dla ludzi, nawet Paramore):


(Nie łapię, o co chodzi w tym teledysku, jednak zapewne 
zrozumienie nie jest tu do niczego potrzebne.)


C. W połowie drogi między A i B:



(Bo wybieram się na Coke'a :D)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...