Uwaga, duuuużo prywaty.
Kinoactive
Sierpień był miesiącem pełnym szans na coś dobrego. Niektóre, zaprzepaszczone, pokazały mi środowy palec i zostawiły z rozdziawioną buzią, inne pozwoliły spróbować swoich sił w nowej roli. Jedno przypadkowe spotkanie sprawiło, że stałam się członkiem załogi Kinoactive (co większość osób śledzących bloga już na pewno wie). Mimo że portal jest niekomercyjny (czytaj – wciąż nie piszę zarobkowo), zaangażowanie w jego tworzenie oznacza dla mnie awans. To nie tylko dotarcie do większej liczby czytelników, ale przede wszystkim możliwość poznawania premier ze znacznym wyprzedzeniem. Dlatego ostatnie kilkanaście dni spędziłam na radosnym lataniu od kina do kina na pokazy prasowe, co zaowocowało serią recenzji i dwoma rekordami (liczba kinowych seansów/opublikowanych tekstów na tydzień). W październiku zwolnię tempo, gdyż rok temu wpadłam na spontaniczny (i jak się okazało kiepski) pomysł studiowania dziennie dwóch kierunków jednocześnie, co ogranicza mnie czasowo i stoi na przeszkodzie w prężnym rozwijaniu „kariery”. W dodatku przede mną ostatnie dwa semestry polonistyki, a co za tym idzie magisterka i jeszcze więcej obowiązków. Trzeba będzie powrócić do rzeczywistości. A szkoda, bo chodzenie na pokazy i zgrywanie ważnej pani dziennikarki niezwykle mnie bawi.
Dzięki pracy w Kinoactive opublikowałam w ostatnim miesiącu aż dziesięć tekstów poza blogiem. Wszystko zebrałam w dwóch postach:
Przyznacie, że dziesięć to niezły wynik, zwłaszcza, że przez tydzień byczyłam się w Krakowie. Fragment tego wyjazdu zrelacjonowałam w notce o Coke’u:
Pisanie dla Kinoactive jest czasochłonne, ale mojego kochanego dziecka, to jest tego bloga, w życiu nie porzucę. Mam mnóstwo pomysłów na artykuły, jednak niestety jestem z tych, co przed publikacją swoje nad klawiaturą muszą poślęczeć. Dlatego gdy w końcu udaje mi się rozliczyć ze wszystkich „zamówionych” recenzji, czuję się zbyt umysłowo zmęczona, żeby regularnie aktualizować Wynurzenia. Tak więc dociskam pedał na Kinoactive, tutaj trochę spuszczam parę.
OBF Grand Meeting
Czasami odwiedzam stronę Zwierza popkulturalnego. Przeżyłam lekki szok, gdy dowiedziałam się, że jakiś czas temu odbyło się jej spotkanie z fanami, na które wpadło blisko trzydzieści osób. To w końcu wciąż tylko blogerka filmowa, a tacy nie cieszą się specjalną popularnością. Zmierzam do tego, że my w Organizacji Blogów Filmowych także zorganizowaliśmy spotkanie – oczywiście nie z czytelnikami (bo ŁĄCZNIE nie mamy pewnie tyle lajków co jeden Zwierz), tylko takie tam między nami blogerami. Moment był jednak historyczny, gdyż udało się nam zebrać aż w ósemkę (rekord). I też robiliśmy zdjęcia, też się pochwalimy. Tak tak, pora na prywatę i lansik. Chyba jednak nic nie będzie dla nas lepszą reklamą, niż krótka relacja (która w bardziej rozbudowanej formie ma się też ukazać na blogu Organizacji).
Wykorzystaliśmy okazję, że trójka z nas wybiera się 10 sierpnia na krakowski koncert Florenece and the Machine i wyznaczyliśmy ten dzień na OBF Grand Meeting. Tym sposobem znaleźliśmy się w kawiarni Castor Coffee Club, gdzie w miłej atmosferze spędziliśmy godzinkę lub dwie. Część ze zgromadzonych osób poznałam już wcześniej (Agnieszka z Filmy według Agniechy, Michał z Seriale, Filmy, Muzyka i Tomek – Milczący krytyk), pozostałej czwórce uścisnęłam dłoń po raz pierwszy (Teresa z Szczere recenzje, Paulina z Apetyt na film, Ania z Subiektywnie o kinie i Damian z Filmowe konkret-słowo). Głodni, zmieniliśmy lokal na Invito Pizza & Pasta. Pizzeria porządnie nam podpadła, bo mimo pustek czekaliśmy na zamówienie jakieś sto lat, a żeby tego było mało, to kucharz pomylił jedno danie. OBF doesn’t approve. Kalorie ze zjedzonej pizzy spaliliśmy przechadzając się wokół Wawelu. Odwiedziliśmy smoka. Spacer zmęczył nas na tyle, że bardzo spragnieni musieliśmy się napić, napić czegoś alkoholowego (nazwy knajpki nie zarejestrowałam). Dopiero wtedy, gdy przypieczętowaliśmy stare-nowe znajomości (bo znaliśmy się wszyscy już od dawna, tyle że z facebooka) piwnym napitkiem, mogliśmy z czystym sumieniem rozejść się do swoich mieszkań, miast, lub na koncert. Tak naprawdę wcale nie jesteśmy gorsi od Zwierza, bo na naszym spotkaniu także byli obecni „fani” – przywieźliśmy z Warszawy trójkę znajomych. ;) Nie zaskoczę Was i nie opowiem teraz żadnej bulwersującej historii o tym, jak ktoś z nas tańczył na barze albo wspiął się na smoka i zaczął go ujeżdżać, gdyż nic takiego się nie działo. Jesteśmy po prostu bardzo sympatycznymi, normalnymi ludźmi, których łączy jedna miłość, miłość do kina. :)
Ponieważ jesteśmy nie tylko fajni, ale też piękni i młodzi, zamieszam ilustrujące tekst zdjęcie. Oczywiście relacja nie byłaby relacją, gdyby zabrakło w niej pozdrowień, także buziaki dla wszystkich obecnych na spotkaniu, a także dla tych, którzy nie mogli na nie przybyć. Tym sposobem znam już osobiście prawie cały OBF. :)
Suplement muzyczny
Na koniec tej notki rodem z pamiętniczka dołączam muzyczny suplement, którego nie mogło zabraknąć w moim comiesięcznym kocie. To był bardzo dobry okres dla moich uszu, gdyż nie tylko zaliczyłam kilka koncertów, ale obcowałam z czterema znakomitymi longplayami. Mowa o wyczekiwanych przeze mnie debiutach King Krule i AlunyGeorge, a także o wciąż wałkowanym Settle Disclosure i Field of Reeds These New Puritans. Dla przeciwwagi, żeby się odhipsterzyć, słuchałam nowego singla Katy Perry, Roar. Może to wstyd się przyznawać, ale zawsze lubiłam tę wokalistkę (a śliczny teledysk do Thinking of You zawsze mnie wzrusza. Tak, pogrążam się.). A tutaj umieszczam inne, mniej żenujące kawałki:
(Czekam ze zniecierpliwieniem na płytę, a wers Always keep your heart locked tight,
don't let your mind retire zamierzam sobie wytatuować. Na czole.)
(Brzmienie country zrobiło się jakieś modne.)
(To nie singiel, ale z nowej płyty właśnie ten Franz urzekł mnie najbardziej. Poza tym Coke.)
(Coke, Coke, Coke, infantylne serduszko <3. Przywołuje wspomnienia.)
(Może jakaś kariera w radiu?)
(Jeden z przegenialnych utworów na przegenialnym Field of Reeds.)
(Rudy wydał płytę. ;))
(Małpy także wracają z płytą. Ten kawałek, mimo że nawet ma się na niej nie
znaleźć, z nowych piosenek leży mi chyba najbardziej. Chociaż pozostałe też dają radę.)
Czasem można sobie pozwolić na odrobinę prywaty :) Notkę czytało się bardzo przyjemnie! Co prawda nie należę do OBF, ale jestem z Krakowa, więc następnym razem chętnie dołączę się do spotkanka. Pozdrawiam bardzo serdecznie!
OdpowiedzUsuńTo miło mi, że teksty bardziej osobiste też znajdują uznanie. :) W końcu trzeba promować swoje rzeczy, tzn portal i Organizację. :)
UsuńKolejna krakowska edycja spotkania to pewnie w najlepszym przypadku przypadnie na następnego Coke'a. Ale może jakiś odłam spotka się wcześniej w Warszawie, to zapraszamy. Chyba że odłam śląsko-krakowski też coś sobie urządzi wcześniej, ale to już raczej nie w moim zasięgu. :) Pozdrówka.
O! Widzę, że nazwa knajpy umknęła nie tylko mnie :P
OdpowiedzUsuńByło straszliwie przesympatycznie, no i bardzo tłoczno. Momentami dość niezręcznie, innym razem niesamowicie komicznie. Może gdybyśmy byli mniej zmęczeni, to skusilibyśmy się na wygłupy ze smokiem, a tak to trzeba było się cieszyć, że w ogóle nikt nam w kadr nie wlazł podczas sesji wawelskiej :D
Pozdrawiam! I liczę na rychłe powtórne spotkanie.
Jakieś nijakie było to ostatnie miejsce, więc nawet nie zapamiętałam nazwy. ;p
UsuńPrawda to - było przemiło, chociaż przyznaję, że ekhm... to nie był "mój" dzień. Ale oczywiście również nie mogę się doczekać powtórki. :D Pozdrawiam. :)